2 min to read
Rytm Wojny - pełna recenzja
- Tytuł
- Rytm Wojny - pełna recenzja
- Autor
- Brandon Sanderson
- Data premiery
- 17/11/2020
- Liczba stron
- 1230
- Wydawnictwo
- Gollancz
“Rytm Wojny” to czwarta część cyklu “Archiwum Burzowego Światła” – epickiej serii fantasy autorstwa Brandona Sandersona. Była to jedna z moich najbardziej wyczekiwanych książek tego roku i jak zwykle w przypadku tego autora przekroczyła moje oczekiwania.
Jak już pisałam w mojej wstępnej recenzji po przeczytaniu pierwszej części książki, autor wita nas pełnymi akcji pierwszymi rozdziałami, gdzie znajdziemy emocjonujące pojedynki, szalone pościgi i cudowne wynalazki. Po tych zapierających dech rewelacjach tempo nieco zwalnia, za to atmosfera robi się znacznie cięższa, a bohaterowie będą musieli stawić czoła nie lada wyzwaniom.
W tej części sagi najważniejszą rolę odgrywał rozwój bohaterów. Jak dla mnie gwiazdami tutaj byli Kaladin, Shallan i Navani, z Adolinem deptającym im po piętach. Każde z nich będzie zmuszone do zmierzenia się ze swoimi najbardziej bolesnymi i przerażającymi traumami i wspomnieniami. Bardzo podobało mi się w jaki sposób Sanderson pokazał problem chorób psychicznych i jak były one traktowane w jego świecie. Niepokojące jest to, że pokazane podejście wcale nie było dalekie od tego, co często obserwujemy w rzeczywistości.
Czwarty tom jest również nie lada gratką dla wszystkich fanów uniwersum Cosmere. Znajdziemy tu sporo wstawek i elementów, które znamy z innych książek autora. Po tym jak rozwija się fabuła możemy oczekiwać, że wkrótce dowiemy się więcej o wydarzeniach i postaciach, które łączą Cosmere.
“Rytm Wojny” jest oparty na dobrze nam znanym z poprzednich części szablonie. Napięcie jest budowane powoli przez całą książkę, by eksplodować na końcu w epickim wybuchu akcji i rewelacji. Końcówki książek są zdecydowanie silną stroną autora. Każda kolejna powieść zostawia mnie zwykle ze szczęką na podłodze. Byłam tak kompletnie wciągnięta w tę książkę, że śmiałam się i płakałam razem z bohaterami. A po jednej scenie musiałam ją odłożyć i poczekać aż moje emocje opadną, zanim zaczęłam czytać ponownie.
Kolejny raz jestem pod wrażeniem kompleksowości zarówno Rosharu jak i całego uniwersum Cosmere. To ile pracy wymagało stworzenie czegoś tak szczegółowego i oryginalnego jest niesamowite. Często musiałam sprawdzać niektóre elementy na wszelkiego rodzaju wiki, żeby wyłapać wszystkie subtelne sugestie i powiązania. Jest to jeden z głównych powodów, dla których tak uwielbiam tę serię.
Jak i w poprzednich książkach, jednymi s moich ulubionych rozdziałów były te z Witem snującym swoje opowieści. Każda z tych historii jest miniaturowym dziełem sztuki. Sanderson oficjalnie potwierdził, że będzie dążył do tego, by dwie z tych historii opublikować w formie ilustrowanych książek dla dzieci. Ja z pewnością kupię, jak tylko pojawią się w księgarniach!
Po raz kolejny zachwycił mnie warsztat pisarski autora. Niektóre zdania były sformułowane w taki sposób, że przyprawiały mnie o ciarki. Proste zdania, składające się z zaledwie kilku słów, ale jednocześnie zawierające w sobie przekaz, który rezonuje z czytelnikiem na wielu płaszczyznach równocześnie. Podczas czytania zanotowałam sobie mnóstwo cytatów, ale póki co nie mogę się nimi podzielić, bo zawierają zbyt wiele spoilerów.
Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że pokochałam “Rytm Wojny” i z pewnością powieść ta awansowała na moją ulubioną książkę 2020 roku. Sanderson z każdą swoją kolejną książką utwierdza mnie w przekonaniu, że jest jednym z najbardziej kreatywnych pisarzy fantastycznych. “Archiwum Burzowego Światła” jest jedną z najbardziej epickich serii fantasy jakie czytałam i mam nadzieję, że dotrze do znacznie większej liczby czytelników niż dotychczas. Bo w całej swojej złożoności jest to po prostu dzieło sztuki.
*****