The Renegades - Marissa Meyer

Tytuł
The Renegades - Marissa Meyer

The Renegades autorstwa Marissy Meyer to książka o superbohaterach i złoczyńcach, ludziach obdarzonych niezwykłymi umiejętnościami i mocami. To brzmiało dokładnie jak książka dla mnie. Uwielbiam komiksy i filmy zarówno DC i Marvela, więc wszystko co zawiera w sobie super moce od razu jest na moim radarze.

A potem okazało się, że jednak nie jest to super książka. Zacznijmy od tego, że jest naprawdę duża, liczy sobie około 550 stron. Nie mam nic przeciwko dużym książkom, ale pod warunkiem, że historia jest ciekawa i wciągająca.

Jednym z głównych bohaterów jest Nova, której rodzinę zamordowano, gdy była dzieckiem i od tej pory wini za to Renegatów (superbohaterów), którzy nie zdołali ich ochronić przed zemstą gangów. Co więcej po tych traumatycznych wydarzeniach zostaje przygarnięta przez swojego wuja - samego Ace’a Anarchy, słynnego przywódcę Anarchistów. Nova posiada oczywiście własne super moce, potrwafi uśpić kogoś dotykiem, podczas gdy sama nie potrzebuje snu w ogóle (chciałabym mieć taką moc!). Mamy tu więc duży potencjał na ciekawą historię!

Drugim bohaterem jest Adrian. Jego matka również zginęła, gdy był dzieckiem, zamordowana przez tajemniczego złoczyńcę, którego nigdy nie złapano. następnie został zaadoptowany przez homoseksualną parę super herosów - największych i najpopularniejszych ze wszystkich, którzy aktualnie sprawują władzę w mieście. Adrian również ma niezwykły talent. Potrafi przywołać do życia swoje rysunki, pod warunkiem, że przekona samego siebie, że coś ma prawo działać. Czyli większość rzeczy, które sobie wymyśli. Mamy więc dwójkę protagonistów z przeciwnych obozów, którzy gdy spotykają się po raz pierwszy nie są do końca świadomi swoich przynależności (sekretne tożsamości!).

Pierwsza rzecz, która utrudniała mi czytanie, to ilość bohaterów, których dostajemy już na starcie. Jest ich multum, każdy ma inne super moce i każdy posiada oprócz imienia również pseudonim. Użyteczny więc był spis postaci na samym początku książki, to którego wracałam naprawdę co chwilę, żeby zorientować się kto jest bohaterem a kto złoczyńcą.

Drugi irytujący fakt to proporcje superbohaterów do złoczyńców. Aktualnie sytuacja w mieście wygląda tak, że Renegaci (superbohaterowie) sprawują władzę w mieście, po wielkiej bitwie, którą stoczyli z Anarchistami wiele lat temu, gdzie udało im się pokonać Ace’a Anarchy przez co wroga grupa rozpierzchła się. Tak więc w mieście mamy dosłownie setki ludzi z super mocami, którzy albo są częścią bohaterskiej organizacji, albo chcieliby się w niej znaleźć. A ilu mamy super złoczyńców? Sześciu. Tak, dokładnie sześciu. Są to członkowie oryginalnych Anarchistów, którzy przysięgli, że nie będą już używać swych mocy do dręczenia innych. I przez całą książkę nie ma praktycznie żadnych innych osób ich pokroju. Co prawda jest wspomniane, że stopa przestępstw wciąż rośnie, ale zdaje się, że to tylko regularni przestępcy. Nie ma dosłownie żadnych super złoczyńców, którzy wyszliby spod obcasa renegatów i próbowali robić jakieś zamieszanie.

Prawdziwa akcja w książce zaczyna się, gdy Nova dołącza do szeregów Renegatów (jest jedną z dwóch Anarchistów, których tożsamość jest nieznana), by znaleźć sposób na obalenie całej organizacji. Brzmi ciekawie, prawda? Jednak nie do końca. Przez całą książkę prawie nic się nie dzieje, Nova nie ma żadnego konkretnego planu a cała infiltracja jest przeprowadzona tak nieumiejętnie, że to aż śmieszne. Ale oczywiście nikt z Renegatów niczego nie podejrzewa, wszyscy stali się nagle ślepi, głusi i po prostu głupi, nie umiejąc dodać dwa do dwóch. Nikt nie mówił, że superbohaterzy muszą być inteligentni, prawda? Co więcej złoczyńcy, którzy powinni być samolubni i żądni zemsty nagle jak jeden mąż kryją Novę, jakby od tego zależało ich życie. Nie przekonało mnie to kompletnie.

Trzeba oddać autorce, że chciała pokazać, że nic nie jest czarne ani białe. Anarchiści są de facto oceniani na podstawie działalności sprzed wielu lat, podczas gdy tak naprawdę, chcą tylko, żeby zostawić ich w spokoju. Natomiast członkowie Renegatów to często zbóje, którzy tylko szukają pretekstu, żeby pokazać spacyfikowanym złoczyńcom, że są lepsi od nich. Wydaje mi się, że trochę jest tu przesady w drugą stronę, bo automatycznie sympatyzujemy z Anarchistami, a prawdziwych bohaterów trzeba ze świecą szukać.

Największy problem, który mam z tą książką, to że cała wydaje się być jedynie przydługim wstępem do całej historii. Zajęło mi sporo czasu przebicie się przez nią, a opowieść niespecjalnie mnie wciągnęła. Kiedy zostało mi około stu stron do końca, to zamiast jak zwykle czytać ciągiem z wypiekami na policzkach, zdążyłam w międzyczasie wysprzątać całe mieszkanie.To się nie zdarza, jeśli książka jest dobra. A tę skończyłam, żeby już mieć ją za sobą, nie dlatego, że byłam ciekawa historii. No i zakończenie wydawało mi się mocno na siłę. Jakby autorka zdała sobie sprawę, że musi zrobić jakiś wielki, tłusty i niespodziewany zwrot akcji, bo inaczej nie sięgniemy po następną część. Nie podobało mi się to w ogóle i uważam, że jest grubymi nićmi szyte.

Nie jestem pewna czy sięgnę po następną część. Na razie się nie zanosi. Słyszałam, że autorka ma tendencje to wolnego rozwoju akcji w swoich seriach i kolejne tomy są lepsze niż pierwsze. Ale nie wiem, czy będę chciała poświęcić swój czas żeby się o tym przekonać. The Renegades to w mojej opinii książka przeciętna i mogłaby być zdecydowanie krótsza, biorąc pod uwagę ilość wydarzeń, które miały jakiekolwiek znaczenie dla opowieści. I to wcale nie jest tak, że trudno jest pisać o superbohaterach. Jeśli czujecie potrzebę przeczytać jakąś młodzieżówkę z supermocami w tle to polecam cykl Mściciele Brandona Sandersona. Sama pierwsza część jest o niebo ciekawsza!

***